Z Archiwum M

Friday, August 11, 2006

Wolność dla diabła - rozmowa z Romanem Kostrzewskim, wokalistą zespołu Kat

Roman Kostrzewski to nie tylko najbardziej znany polski wokalista heavy metalowy, ale i człowiek, który uchodzi za najsłynniejszego polskiego satanistę.
Rozmawiałem z nim telefonicznie, Wywiad ukazał się w lipcowym numerze miesięcznika "Panorama Dolnośląska". Pod tekstem - niewielka ramka o Kostrzewskim.


Na kogo głosowałeś w ostatnich wyborach?
- Na ludzi lewicy. Bo żyjąc bez złudy, bez Boga, chcąc nie chcąc zbliżam się do tej formacji.
Na którą konkretnie lewicę głosowałeś?
- Na SdPl. I na Marka Borowskiego w wyborach prezydenckich. Ale są to moje preferencje osobiste. Nigdy ich publicznie nie propaguję.
Jak oceniasz współczesną Polskę? Uważasz, że w kraju nastał czas mroku?
- Do pewnego stopnia tak. Ludzie, którzy chcą stąd wyjechać mają ku temu powody. Pompatyczność władzy oraz kryzys ograniczają wolność jednostki. Dlatego myślę, że ten exodus nadal będzie trwać. Zwłaszcza, że wyjeżdżają głównie ludzie młodzi, którzy łatwo przystosowują się do życia w nowym otoczeniu. Zapewne będą zrywać więzi z Polską. Ja też należę do tych mieszkańców naszego kraju, którzy mają cechy dla niego zbędne.
Chcesz wyjechać?
- Mój przypadek jest inny. Jestem silnie związany z ludźmi w Polsce i ze swoją twórczością. Nie mam zamiaru pisać po angielsku. Choć wiem, że są kraje, w których żyje się lepiej, niż u nas.
Słowem – mamy czas mroku.
- No nie są to czasy wybitne. Ale kiedyś decydenci ostrzej reagowali na moją twórczość, niż teraz.
W latach 90., prawda?
- Zwłaszcza za rządów AWS. Wtedy Kościół bardziej wpływał na ośrodki decyzyjne.
A dziś?
- Przeciwko tak znanemu zespołowi jak Kat nie wypada protestować, bo grozi to nagłośnieniem sprawy. Choć czasem zdarzają się problemy. Mamy sygnały od innych zespołów, że nie jest lekko.
Co to za problemy?
- Na przykład święta kościelne. Zespoły – i to nie tylko metalowe, ale w ogóle rockowe – muszą je uwzględniać przy układaniu grafiku swoich koncertów. W podobny sposób trzeba uwzględniać wizyty papieskie. Nie ma u nas pełnej swobody ekspresji.
Dotyczy to także Kata?
- Tak. Kluby muzyczne nie organizują koncertów metalowych w święta kościelne, bo mogłoby to być odebrane jako prowokacja.
Czego więc oczekujesz od IV RP?
- Jako człowiek pozostający w opozycji do religii panującej chciałbym, by w państwie była pełna wolność światopoglądowa.
W jednym z wywiadów mówiłeś, że mógłbyś wyrzec się Szatana. Ale przyznałeś też, że dobrze Ci z piętnem satanisty.
- Z prądem satanistycznym wiąże mnie sztuka. Na co dzień nie mamy czasu, by być głębszymi. Musimy być funkcjonalni. Skraca się nasza droga do przedmiotów, a wydłuża ta prowadząca do własnej głębi. W Polsce utarł się pogląd, że jedynie chrześcijaństwo może pogłębić stan ducha człowieka. To pomyłka. Przecież różne inne poglądy religijne, czy filozoficzne też umiały stworzyć coś atrakcyjnego dla człowieka. Podobnie jak sztuka. Nie trzeba się modlić, wystarczy przeczytać wspaniałą książkę, albo wiersz, pójść do teatru, albo na koncert. Sztuka, którą ja uprawiam była drogą do zrozumienia świata. Ale to nie jest propozycja, którą chciałbym narzucać. Tym bardziej, że Kat nie funkcjonuje w mediach.
Czym zatem jest dla Ciebie satanizm?
- Współczesny satanizm można nazwać prądem filozoficznym, albo stylem życia. I to bardzo humanistycznym.
Nie jest to po prostu kult zła?
- W czasach nowych technologii rozważania teologiczne nie są wystarczające, by określić, co jest dobrem, a co złem. Gdy żył Chrystus, nie było komputerów.
Co to znaczy?
- Kościół ma kłopot z tymi wszystkimi nowymi mediami, technologiami pozwalającymi ludziom łączyć się ze sobą bez pośredników. W świecie internetu bardzo łatwo i bez skrępowania można zbliżyć się do innych.
Internet to medium anarchiczne.
- W pewnym sensie tak. Tę anarchię można rozumieć w sposób pozytywny – jako chaos, który jest różnorodnością, przeciwieństwem porządku, planu, jednorodności. Tylko od nas zależy, jakie wartości przekazujemy przez internet. Zresztą widać w nim od razu, że ludzi szczególnie interesuje erotyka. Kochamy kochać się. Ale nie tylko. Internet pozwala też zbliżyć się do różnych kultur i światopoglądów. A że tą drogą propagowany jest np. faszyzm? Cóż, myślę, że najlepszą obroną przed takimi treściami jest atrakcyjność tego, w co sami wierzymy. Jestem przeciwnikiem pewnych prądów filozoficznych. Ale daleko mi do tego, by ścigać je pałami, lub więzieniem. Uważam, że prawo powinno coraz bardziej chronić wolność jednostki.
Jaka jest zatem dla Ciebie największa wartość? Wolność?
- Zależy, o jakie czasy pytamy. W PRL wolność była wielką wartością, bo o nią się walczyło. Ale w czasach wolności, potrzeba nam do życia trochę więcej, niż tylko jej samej. Bo sama wolność niekoniecznie czyni szczęśliwym. Jeśli rozumiemy ją jako możliwość dokonywania wyborów, te zaś mają szanse realizacji – to człowiek może być szczęśliwy. Jeden wybierze życie polityka, inny artysty – i obaj będą się spełniać. Zadaniem państwa jest dbać o te jednostki. Jeśli państwo nie dba o nie, to nie jest ich państwem.
Ty czujesz się wolny?
- Wydaje mi się, że tak. Choć wolności przydaje się też pewien łut szczęścia. Ale jako twórca czuję się szczęśliwy.
Niedawno był 6 czerwca 2006 r., data, w której są trzy szóstki. Dzień Szatana, jak głosiły media. Uczciłeś go jakoś?
- Żartowałem sobie z niego. Na koncertach mówiłem ludziom, że jeśli mają bilet z liczbą „666”, to może zdobędą wycieczkę do Watykanu.
Masz dystans do tej szatańskiej symboliki.
- Kiedyś chętnie wykorzystywałem postać diabła do mówienia o różnych wartościach. Ale ja już chyba staję się raczej komentatorem życia, niż wizjonerem. Szkoda, bo postawa wizjonera daje siłę młodym ludziom.
Jak więc wypowiadasz się dzisiaj? Jeśli nie diabeł, to co?
- Nadal diabeł, ale z naciskiem na demonologię ludową. Mnie jednak zawsze interesowało wnętrze człowieka. Tyle że niektórzy zbyt dosłownie traktowali moje przedstawienia i uważali, że to sztuka diabelska.
A nie jest to sztuka diabelska?
- Myślę, że ludzie sztuki zawsze są po prostu humanistami. Osobami, którym zależy na innych.
Czym zatem był satanizm Kata w latach 80.? Chwytem marketingowym? Czy autentyczną postawą?
- Gdy Kat wystąpił ze swoją propozycją twórczą, w społeczeństwie panowało przekonanie, że tylko bliskość krzyża pozwoli Polsce być wolną.
Posłużyliście się postacią diabła na przekór społeczeństwu?
- Oczywiście. Zresztą w czasach PRL nasze teksty były cenzurowane. Władza nie cieszyła się z istnienia Kata. Zaś Kat nie powstał dlatego, że była moda na taką muzykę. To był underground. Pierwszą płytę wydaliśmy na Zachodzie. I na bazie przekonania Polaków, że to, co z Zachodu jest dobre, pojawiła się fala zainteresowania naszym zespołem. Być może w konsekwencji sprowokowaliśmy pewną modę. Bo nasza muzyka była świeżutka, pachniała Zachodem. I pojawił się wśród młodzieży prąd przeciwny pewnym formom rozumienia świata, także tym religijnym. Teksty zespołów z tego nurtu, również nasze, wyrażały chęć zerwania z chrześcijaństwem w imię wolności.
Dość ekscentryczny pomysł jak na chrześcijańską Polskę.
- Ci, którzy uważają, że chrześcijaństwo wyraża prawdę o człowieku mają do tego prawo. Ale muszą liczyć się z opozycją. Mimo to, moja sztuka została napiętnowana. A gdy moim przeciwnikom brakuje argumentów, posiłkują się bzdurami.
Jakimi?
- Choćby problemem samobójstw wśród młodzieży. Jest ich wiele. Ale media nagłaśniają tylko te nieliczne popełniane przez metalowców. Tymczasem takich właśnie samobójstw jest na tyle mało, że można stwierdzić, iż pod tym względem metalowcy są najzdrowszą częścią młodzieży! Było też takie głośne zabójstwo w Rudzie Śląskiej. Prasa opisała tę historię tak: młody człowiek, jak co dzień, ubrał się w garnitur, poszedł na mszę. Potem trafił do bunkra, gdzie spotkał dwoje młodych ludzi – i ich zabił. Przy jego ofiarach znaleziono Biblię Szatana i płyty z muzyką metalową, w tym Kata. Wniosek: zabił satanista.
Tymczasem historia Twojego zespołu potoczyła się tak, że dzisiaj mamy dwa Katy. Jeden Twój, drugi pod wodzą Piotra Luczyka [gitarzysta, założyciel grupy].
- Tak w życiu bywa. Małżeństwa się rozchodzą, zespoły też. Nie ma w tym nic szczególnego, oprócz osobistego niesmaku. Uznaliśmy, że skoro Piotr chce korzystać z nazwy „Kat” – my zaś nie chcemy załatwiać tej sprawy w sądzie – to powołamy zespół o nazwie „Roman Kostrzewski i Kat”. Tak, by sama publiczność wybrała tę grupę, która merytorycznie najlepiej reprezentuje Kata. Ale to pomysł na czas kryzysowy.
Co będzie dalej?
- Gramy koncerty, przygotowujemy nową płytę. Myślę, że wydamy ją na początku przyszłego roku.
A Ty?
- Ja być może już jesienią wydam solową płytę „Woda”.


Roman Kostrzewski – czarci bard

Płyta o prostym tytule „666”, solowy album z recytacjami „Biblii Szatana” Antona Szandora LaVeya, teksty typu: „Szatan, Szatan! / Jest panem zła / W nim rozum tkwi i mądrość”, „Szatan, Szatan! / Z nim konać / Nawet żyć” – to sama esencja twórczości Romana Kostrzewskiego. Nic dziwnego, że ten popularny heavy metalowy wokalista z Katowic zyskał sobie renomę najsłynniejszego polskiego satanisty.
W jednym z wywiadów deklarował: „Po prostu uważam, że przeciwstawianie się chrześcijaństwu jest właściwą postawą… Dla mnie właśnie to jest istotą satanizmu – życie według własnych zasad. W zgodzie z samym sobą” (cytat za książką „Polski rock. Przewodnik płytowy” Wiesława Królikowskiego).
Ale też Kostrzewskiego trudno identyfikować ze stereotypem satanisty jako mordercy kotów i podpalacza kościołów. Lider Kata od dawna podkreśla, że satanizm to dla niego filozofia życia, w której centrum jest człowiek i wolność. Inna rzecz, że jego teksty wprost ociekają diabelstwem.
Kostrzewski związał się z istniejącym już wówczas Katem pod koniec 1981 r. W latach 80. nagrali razem serię klasycznych metalowych albumów, które uczyniły zespół najważniejszą polską formacją metalową. Później różnie układały się losy Kata i Kostrzewskiego. Dziś są dwa Katy – jeden pod wodzą Piotra Luczyka, założyciela kapeli. Drugi – Kostrzewskiego. Wokalista od czasu do czasu działa też solo. Krótko stał na czele zespołu Alkatraz.
Roman Kostrzewski ma dziś 46 lat. Jest ojcem dwojga dzieci.

0 Comments:

Post a Comment

<< Home